Iżykowska

We wtorek, 21 lutego 2012 roku pożegnaliśmy na Bródnie Magdalenę Iżykowską.

Kościół murowany na Cmentarzu Bródnowskim wypełniony był przez bliskich, przyjaciół i kolegów z różnych środowisk, w których lubiana i ceniona była Magdalena.

Przed ołtarzem stanął poczet sztandarowy z PTTK.

Liczna grupa chórzystów z Amici Canentes zgromadziła się na kościelnym chórze. W homilię ksiądz włączył życiorys Magdaleny wspominając jej długoletnią pracę w różnych wydawnictwach, działalność jako przewodniczki PTTK oraz uczestnictwo w Chórze UW.

Zaśpiewaliśmy psalm XL : Czekałem z cierpliwością - Mikołaja Gomółki, Ave Verum Corpus - Mozarta z towarzyszeniem organów oraz My Lord what a mourning - Negro Spirituals.

Pieśń: Być bliżej Ciebie chcę, o Boże mój - zaśpiewał Janek Kłoskowski z organami.

W silnym wietrze, brnąc po zlodowaciałych koleinach śniegowych, kondukt żałobny dotarł do miejsca wiecznego spoczynku.

Nad grobem wspominali Magdalenę kolega i koleżanka z grona przewodników PTTK.

W "Ziemi Michałowskiej" nr 4 z kwietnia 2009 ukazał się artykuł Pawła Stannego o Kazimierzu Burchardzie

Ostatni taki samotnik

W następnych numerach ukazały się wspomnienia Kazimierza pod wspólnym tytułem:

Kazimiera Burcharda wakacje pod żaglami:

7 maja 2012 roku w Domu Pogrzebowym na Cmentarzu Komunalnym Północnym w Warszawie w licznym gronie chórzystów i członków Towarzystwa Przyjaciół Chóru UW pożegnaliśmy Ś.P. Kazimierza Burcharda, naszego Drogiego Kolegę i Przyjaciela.

Członkowie Chóru Akademickiego UW i Chóru Amici Canentes pod dyr. Zuzanny Kuźniak zaśpiewali podczas Nabożeństwa żałobnego Ave verum corpus Mozarta i Już się zmierzcha Wacława z Szamotuł, a Janek Kłoskowski wykonał pieśń żałobną z akompaniamentem organów. Przy Kolumbarium zaśpiewaliśmy psalm Mikołaja Gomółki Czekałem z cierpliwością i My Lord, what a morning Negro Spiritual. Wzruszające wspomnienia z przeżytych z Kaziem w chórze długich i jakże pięknych lat przywołali Olimpia Zaborska i Marek Trojanowicz, przypominając Jego liczne zasługi dla polskiej kultury i środowiska muzycznego. W pożegnaniu uczestniczył zasłużony dyrygent Chóru UW Mirosław Perz i wiele znanych osób związanych z zespołem.

O Kazimierzu można też przeczytać na zakładce "pożegnania" lub obejrzeć kilka zdjęć (na zakładce "zdjęcia"). 

Ś.P. Kazimierz Burchard był zawodowo artystą Chóru Filharmonii Narodowej i nauczycielem muzyki. Pełnił też funkcję przewodniczącego Międzynarodowej Fundacji Promocji Muzyki Polskiej. 

W naszych czasach studenckich był instruktorem i zastępcą dyrygenta w Chórze Akademickim UW. Był wieloletnim zasłużonym współpracownikiem tego zespołu. Muzyka chóralna stanowiła jego wielką pasję i wyzwanie, a jej upowszechnianie traktował jako swoistą misję. 

Gdy w 2000 roku powstało Towarzystwo Przyjaciół Chóru UW i zespół Amici Canentes, nie mogło zabraknąć w tym gronie Kazia. Był nie tylko chórzystą, znakomitym basem, ale też instruktorem, dyrygentem i duszą zespołu. Dał się poznać jako znakomity organizator imprez podczas wyjazdów, a także kronikarz chórowych wydarzeń. Podczas spotkań integracyjnych w Bachotku w latach 2004-2005 prowadził próby i dyrygował Chórem na koncertach w kościele w Pokrzydowie. W Bachotku był organizatorem regat kajakowych, co stanowiło nie lada atrakcję, z nagrodami dla zwycięzców. Opisał to w pełnych humoru wspomnieniach. Jakże ciekawe i pełne dowcipu są relacje Kazia z wyjazdów do Bachotka w 2004 roku i do Siennicy w 2005 (dostępne na stronie TPChUW w zakładce Archiwum). 

Był Honorowym Członkiem Chóru Akademickiego UW oraz Towarzystwa Przyjaciół Chóru UW. 

Jeszcze nie tak dawno brał udział w licznych koncertach Chóru Amici Canentes, m.in. w czerwcu 2010 w Kościele Ewangelicko-Augsburskim przy pl. Małachowskiego w koncercie trzech chórów UW i we wrześniu 2010 w Brwinowie. 

Będzie nam Go bardzo brakowało. Był dobrym, szlachetnym Człowiekiem o niezwykłym poczuciu humoru. Będzie brakowało nam Jego wielkiej serdeczności i optymizmu, muzycznej wiedzy i kompetencji, którymi wzbogacał naszą chóralną społeczność. 

Drogi Kaziu! Postaniesz na zawsze w naszych sercach i w naszej pamięci! 

Żegnaj, Drogi Przyjacielu! 

Zespół Towarzystwa Przyjaciół Chóru Uniwersytetu Warszawskiego
i Chóru Amici Canentes
(M.L.)

Kiedy po raz pierwszy w sierpniu [chyba 1968 roku] roku przyjechaliśmy do Bachotka, to miejsce wszystkich nas zachwyciło. Wokół panowała cisza, a wieczorami na odległej wyspie, gdzie obozowali harcerze, zapalało się światełko, i wówczas to był jedyny ślad ludzkiej obecności nad jeziorem. Pewnego dnia pod koniec wakacji harcerze zwinęli obóz, pozostawiając zawieszoną na drzewie wykonaną własnoręcznie lampkę: była to puszka po konserwie ze świeczką wysuwaną na wystruganym z kory gwincie. 

Wyspę, widoczną również z drogi biegnącej wysokim brzegiem, fotografowali niemal wszyscy przybywający tu miłośnicy ciszy i pięknej przyrody. Kiedy po latach, w 2004 roku, przyjechaliśmy do Bachotka i powędrowaliśmy znajomą drogą, wysokie drzewa zasłoniły już widok, ujmując nieco magii tego miejsca. Ale wyspa pozostała niezmieniona. 

Mimo że każdy z nas mniej lub bardziej przeżywał wtedy, przed laty, niezwykłą urodę tego zagubionego w lasach jeziora, po obozie wróciliśmy do swoich spraw, wśród codziennych obowiązków pomału zapominając o wyprawach kajakowych czy wędrówkach po lesie. I tylko Kazio - profesjonalny muzyk, człowiek nieco tajemniczy, czasami wyluzowany, tryskający humorem, kiedy indziej zdystansowany, trochę nieodgadniony - odnalazł w Bachotku swoje miejsce na ziemi. Nie wszyscy jeszcze wtedy wiedzieliśmy, że każdego lata tu właśnie odreagowywał wszelkie uciążliwości życia w wielkim mieście. Jak twierdził: "Żeglarstwo interesowało mnie od młodości, lecz własnego pokładu doczekałem się dość późno, bo dopiero w 1995 roku, i odtąd prawie z niego nie schodzę". Obserwował wodne ptactwo i inne zwierzęta, przeżył tu niejedną burzę, ulewę, upał i chłód, podziwiał wschody słońca i mgły nad jeziorem, ukryty w trzcinach kontemplował ciszę i spokój. Zamienił koncerty w filharmonii na muzykę trzcin poruszanych wiatrem, łopot żagla, śpiew ptaków, szmer deszczu. Nie szukał wygód, cieszył się swoim niewiele ponadtrzymetrowym "pływającym maleństwem". Stał się legendą Bachotka, był powszechnie lubiany i szanowany. Nie stronił od ludzi, ale potrafił radzić sobie sam, doskonale wkomponowany w otaczającą go przyrodę. 

Ahoj, Kaziu! Teraz jezioro nie ma już przed Tobą tajemnic, a dal za mgłą otwiera dla Ciebie nieskończoność następnych dali...

Misia Kaniewska